piątek, 26 lutego 2016

Dlaczego nie lubię słowa plemię?


Zwykle daleko mi do poprawności politycznej, czasem nawet ją wyśmiewam. Zdarza mi się użyć znienawidzonego przez niektórych słowa murzyn, a już na pewno przymiotnika czarny, kiedy akurat chcę określić cechę czyjejś fizjonomii bez zagłębiania się w jego pochodzenie. Jest jednak w naszym słowniku słówko, od którego gotuje mi się krew w żyłach: plemię. Na jego dźwięk w głowie pojawia mi się obraz grupy pierwotnych ludzi bez żadnego wykształcenia czy wiedzy o świecie, którzy żyją w mało skomplikowanej organizacji społecznej i utrzymują się z niezbyt skomplikowanych zajęć, jak choćby łowiectwo czy zbieractwo. Czyli mniej więcej tacy Polanie przed Mieszkiem I. I w tym znaczeniu słówko jest całkiem niewinne. Tylko dlaczego przyczepiło się do współczesnych mieszkańców kontynentu afrykańskiego? 

Prawdopodobnie ma to jakiś związek z mitem, jakoby Afryka nie miała historii przed kolonializmem. Wszyscy sobie tylko siedzieli przed swoimi lepiankami i czekali, aż przyjdą kolonizatorzy. Nieco mija się to z prawdą historyczną. Oprócz państw-miast nieco podobnych do tych greckich w Afryce Wschodniej, o których już na blogu wspominałam, istniały też naprawdę duże organizmy państwowe. Tak poza Egiptem. Faktem jest jednak, że nie mamy o nich zbyt szczegółowych informacji. A to dlatego, że XIX-wieczni "naukowcy" woleli zajmować się mierzeniem nozdrzy mieszkańców podbitych terenów i zastanawianiem się, czy ich rozstaw bardziej przypomina budowę nosa białego człowieka, czy może jednak małpy, niźli zbieraniem źródeł historycznych, które w dużej mierze pochłonęła dżungla lub pustynia. Wiemy jednak, że w Afryce Zachodniej istniały choćby królestwa Jorubów Oyo i Ife, Królestwo Benin ludu Edo, Imperium Songhaj, Dahomej, Imperium Mali i Imperium Ghany oraz Kanem-Bornu w okolicach jeziora Czad, w Afryce Południowej Wielkie Zimbabwe, w środkowej części kontynentu Luba, Lunda i Kongo i wreszcie w Afryce Zachodniej Buganda (tam gdzie dzisiejsza Uganda) oraz starożytne państwa Nubia i Aksum, którego współczesną kontynuacją jest Etiopia. Końcem większości z tych państw był właśnie kolonializm. Władcy największych ówczesnych potęg europejskich, nie postawiwszy nawet nogi w Afryce, podzielili kontynent ołówkiem na mapie, często przecinając po prostu w połowie tereny istniejących tam państw. To nie tak, że państwa te nie stawiały oporu (Pamiętacie serial Zulus Czaka? Leciał kiedyś na TVP.), po prostu kolonizatorzy mieli broń palną. Tylko Etiopii udało się nigdy nie zostać kolonią, choć była okupowana w latach 1935-1941 przez Włochy Mussoliniego.  Nie będę się tu jednak wymądrzać, bo żaden ze mnie historyk. Jeśli kogoś interesują państwa przedkolonialne mogę mu polecić bardzo dobrze opracowaną i nieco obszerną (trochę ponad 1300 stron) książkę pod redakcją prof. Tymowskiego Historia Afryki. Do początku XIX wieku. Można ją dostać nie tylko w uniwersyteckich bibliotekach, lecz także w niektórych bibliotekach dzielnicowych czy gminnych. Na forum historycy.org istnieje dział Afryka przedkolonialna, w którym można sobie podyskutować o historii, a nawet zagłosować na ulubione królestwo afrykańskie. 

Czy więc ludny, które miały swoje państwa, nie zasługują na trochę lepsze określenie niż plemię? Może na przykład naród? Faktem jest jednak, że większość ludów afrykańskich nigdy nie stworzyła organizacji państwowych i żyła po prostu w niewielkich wioskach z jakimś lokalnym wodzem. Tylko czy naprawdę posiadanie własnego państwa jest konieczne do bycia narodem? Z lekcji wiedzy o społeczeństwie w szkole pamiętam, że państwowość pojawiała się obok odrębności kulturowej, historycznej czy językowej jako czynnik konstytuujący naród, ale czynnik wcale nie konieczny. I wydawało mi się to wtedy całkiem logiczne, bo przecież przez sam fakt, że przez 123 lata pod zaborami nie mieliśmy państwa, nie sprawił, że przestaliśmy być narodem. A co na to alfa i omega współczesnego człowieka, czyli Wikipedia? 
Jednym z istotnych wyróżników narodu, jest kwestia istnienia świadomości narodowej, czyli kwestia postrzegania własnej zbiorowości jako narodu. Przykładowo grupy etniczne spełniające obiektywne warunki zaistnienia narodu: wspólna kultura, język, religia, historia czy pochodzenie etniczne, których członkowie nie postrzegają siebie jako naród, nie są uznawane za narody, np. tubylcze plemiona afrykańskie.
Autor hasła naród poszedł o krok dalej i do słowa plemię dołożył jeszcze słowo tubylec, czyli w odczuciu większości społeczeństwa ktoś, kto już w ogóle bieda nago z dzidą po lesie. Niemniej jednak autor za najważniejszy czynnik uznał poczucie tożsamości, którego jego zdaniem Afrykanie nie mają.  

Tożsamość była kluczowym zagadnieniem dla młodych niepodległych państw afrykańskich w latach sześćdziesiątych XX wieku. Wiele się wtedy mówiło o konieczności stworzenia tożsamości narodowych. Kolonializm pozostawił po sobie sztucznie stworzone państwa, których mieszkańcy mieli ze sobą niewiele wspólnego. Już sama wielość języków znacznie utrudniała stworzenie sprawnej administracji czy systemu edukacji, a tu jeszcze obywatele czuli się bardziej Kikuju, Luo, Masajami, Meru, Sukuma czy Makonde niż Tanzańczykami czy Kenijczykami. Często też mieli więcej wspólnego z członkami tej samej grupy etnicznej zamieszkującymi sąsiednie państwo niż ze swoimi współobywatelami. Wiele się od tamtych czasów zmieniło. Jeśli dziś spytamy młodego i wykształconego mieszkańca Nairobi o narodowość, zapewne odpowie, że jest Kenijczykiem. Ale co odpowie zapytana o to samo starsza kobieta z wioski w okolicach Jeziora Wiktorii? Moim zdaniem odpowie, że jej narodowość to Sukuma (bo ich akurat jest tam najwięcej). 

Jakiś czas temu natknęłam się na zdjęcie kobiety z podpisem "kobieta z plemienia Amharów". Czy naprawdę istnieje jakikolwiek obiektywny powód, żeby tak ją opisać? Amharowie to może nie najbardziej liczna, ale dominująca kulturowo grupa etniczna Etiopii i do tego grupa, która od początku to państwo tworzyła (reszta to głównie ludy terenów podbitych przez cesarstwo w XIX wieku). Historia? Dość długa. Dzieje państwa Aksum, z którego wywodzi się Etiopia, sięgają kilku wieków przed naszą erą. O ile pamiętam z historii, najstarsze znalezione monety aksumskie są datowane na IV w. p.n.e. Język? Amharski wywodzi się z martwego już dziś języka liturgicznego gyyz, który ma formę pisaną z własnym alfabetem co najmniej od IV w. n.e. Religia? Niemal wszyscy Amharowie są członkami chrześcijańskiego Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego. Kultura? Ze względu na historię hermetyczna i unikalna. Państwowość? Też jest i to od ponad dwóch tysięcy lat. A co z tożsamością? Znani mi etiopiści twierdzą, że ta wśród Amharów jest bardzo silna, czasem nawet ociera się o szowinizm. Nie ma co się oszukiwać, autor opisu użył słowa plemię tylko dlatego, że opisywał osobę z Afryki. I nie jest to przypadek, w którym po prostu nie wiedziałby, kim są ci Amharowie, bo w dalszej części tekstu można było znaleźć krótki opis ich historii. 

Dlatego mam do Was prośbę, Drodzy Czytelnicy, jeśli nawet nie leży Wam nazywania narodami ludów bez państwowości, używajcie neutralnego określenia grupa etniczna. Przynajmniej nie będzie przywodziło na myśl głupich skojarzeń. Strzeżcie się też słowa plemienny, zwłaszcza jeśli używają go zachodni dziennikarze i politycy. To takie słowo-wytrych używane, żeby wyjaśnić coś bez wyjaśniania. Dziennikarze piszą o konfliktach plemiennych zwykle wtedy, gdy nie mają bladego pojęcia o gospodarczych i politycznych przyczynach jakiegoś toczącego się akurat w Afryce konfliktu, a coś przecież napisać trzeba. Politycy też je lubią, bo pozwala obejść niewygodny temat. W końcu w lwiej części konfliktów zbrojnych, które toczyły się na kontynencie afrykańskim w drugiej połowie XX wieku, maczały palce co potężniejsze państwa zachodnie. 

Kenijski rysunek z okresu wyborów w 2007 roku, który miał zachęcać do porzucenia tożsamości plemiennej na rzecz ogólnonarodowej. Źródło: gadocartoons.com

5 komentarzy:

  1. Podpisuję się wszystkimi kończynami. To, co piszesz, można równie dobrze odnieść do Azji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo malo wiemy o Afryce, w szkole nie uczymy sie o tamtejszych strukturach panstwowych ani o kulturze. Dla nas Afryka to 'dziki, dziki las'. A szkoda, bo jak piszesz, nikt przed lepianka nie siedzial i na przybycie Wielkich Bialych nie czekal.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mialam na mysli 'lad' a nie 'las' oczywiscie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A jak w takim przypadku przetłumaczyć słowo ukoo? Bo można być Tanzanczykiem albo Kenijczykiem ale bez swojego ukoo się nie istnieje.
    Osobiście wiele razy byłem pytany: kabila yako? I miałem problem z odpowiedzią bo przecież nie należę do plemienia dolnoślązaków! Odpowiadałem że Polacy to jedno plemię (kabila moja tu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że słowo kabila nie ma w jezyku suahili tak negatywnych konotacji, jakie słowo plemię ma w języku polskim. Ja w takich przypadkach używam terminu grupa etniczna, bo jest neutralny.

      Usuń